We współczesnych czasach każdy produkt spożywczy jest mniej lub bardziej przetworzony i zakonserwowany chemicznie. Nawet jeśli sami przygotowujemy kiełbasy i wędliny, zwierzęta, które służą jako surowiec były karmione specjalnymi paszami z dodatkami antybiotyków i różnych wspomagaczy wzrostu. Nie uchronimy się od tego, ale możemy zredukować ilość chemikaliów, które trafiają do naszych organizmów. Jednym ze sposobów na naturalną konserwację jest wędzenie. Od dawnych czasów było wykorzystywane do przedłużenia terminu spożycia dla mięs, ryb i serów. W polskich warunkach wystarczy nawet niewielki kawałek podwórka, aby zbudować własną wędzarnię. Produkty, które z niej wyjdą zachwycą całą rodzinę i grono znajomych i będą dumą właściciela.
Wędzenie to sposób konserwacji za pomocą dymu. Mięsa, ryby i sery otrzymują szczególny smak, zapach i barwę. W zależności od użytego do wędzenia drewna mogą mieć nutę wiśni lub gruszy. Zwykle wykorzystuje się drewno drzew liściastych, ale można też dołożyć jałowiec. Najlepsze efekty uzyskamy przy drewnie owocowym. W ostateczności można użyć węgla kamiennego, choć nie każdy przepada za walorami kulinarnymi tego rozwiązania, a sam węgiel bardziej żarzy się niż dymi, więc jest mało wydajny.
Oczywiście możemy kupić gotową wędzarnię. Najprostsze, malutkie wędzarnie to wydatek rzędu dwustu do trzystu złotych. Jeśli myślimy o czymś większym, wydamy minimum pięćset złotych, a na rynku są też egzemplarze za prawie cztery tysiące złotych. W takim budżecie spokojnie można zbudować wędzarnię samodzielnie. Będzie to doświadczenie ciekawe i na pewno lepiej wpasujemy w istniejącą architekturę własny projekt. Nie jest to trudne zadanie, więc nawet osoby nie mające na co dzień do czynienia z majsterkowaniem powinny dać sobie radę bez trudu.
Wędzarnie dzielimy na zwarte i rozbudowane. Zwarte są zwykle mobilne, mniejsze i nie są wyposażone z komin. Palenisko jest blisko rusztów, więc do wędzenia najlepiej używać trocin. Możliwe jest obróbka na ciepło i gorąco. Wersja rozbudowana jest na stałe związana z gruntem i ma więcej akcesoriów. Można w niej palić kawałkami drewna, a dzięki przewodom wędzić również na zimno.
Najprostszą wędzarnię wykonamy z beczki metalowej. Można zakupić nową, ale tanią alternatywą jest poszukanie takiej na złomowisku, wtedy wydamy nie więcej niż kilkanaście złotych. Może nawet nie być w świetnym stanie, ponieważ i tak nie potrzebujemy wieka. W dnie wykrawamy otwór na komin. W bokach wiercimy małe otwory, w które wkładamy kije lub bagnety do wędzenia. Dobrze gdy bagnety nieco wystają i są zaopatrzone w rączkę albo ucho, ponieważ wędzone produkty powinno się od czasu do czasu obrócić. Palenisko można ustawić bezpośrednio pod spodem, a samą beczkę ustawić na ceglanym podwyższeniu. Inny sposób to usytuowanie paleniska z boku i zamontowanie nad nim przewodu dymowego. Powinien mieć około osiemnastu centymetrów średnicy, lub wymiary dwadzieścia na dwadzieścia centymetrów przy przekroju kwadratowym. Sugerowana długość to od metra do dwóch i pół. W wersji dla ambitnych jest opcja, aby palenisko i przewód kominowy wybetonować, osadzając beczkę na stałe w gruncie. Wymaga to przemyślenia projektu i odpowiedniego szalunku przed wylaniem.
Jako komory dymnej możemy też wykorzystać drewniane i metalowe pojemniki – stary piekarnik lub szafę. Przy drewnianych trzeba zachować szczególną ostrożność. Wtedy na spodzie konstrukcji instalujemy metalową płytę, na którą wysypujemy trociny, a od dołu podgrzewamy ją palnikiem spirytusowym lub gazowym.
Najbardziej dekoracyjnym i ambitnym projektem jest wędzarnia ogrodowa. Jako budulec możemy użyć drewna, cegły, kamienia lub betonu albo połączyć kilka z nich. Taka budowla jest najbardziej ergonomiczna do przystosowania na otoczenia i naszych potrzeb. Możemy dowolnie manipulować jej wielkością i umiejscowieniem. Starajmy się nie budować komory głównej mniejszej niż pięćdziesiąt centymetrów na pięćdziesiąt centymetrów na sześćdziesiąt centymetrów. Dobrym pomysłem jest połączenie jej w jedną bryłę z grillem murowanym lub schowkiem na drewno. Wędzarnia ogrodowa może mieć więcej niż jedną komorę i system dwóch kanałów dymnych. Dzięki temu używając jednego paleniska możemy wędzić produkty na ciepło przy krótszym kanale oraz na zimno przy dłuższym.
Jeśli nie mamy dojścia do dużych ilości drewna, zawsze możemy posłużyć się gotowymi brykietami. Takie paczuszki nazywane są zrębkami i zawierają sprasowane trociny danego gatunku drzewa – najczęściej dębu, wiśni, klonu, orzecha, jabłoni, buku, olchy, brzozy. Dwa litry zrębek wystarczają na około 8 godzin wędzenia. Kosztują około dwa złote, przy zakupie minimalnej ilości. Przy zakupie większego zapasu cena jednostkowa spada nawet o połowę.
Zawsze możemy wyposażyć naszą wędzarnię w dodatkowe akcesoria. Najbardziej przydatny jest termometr w cenie z zakresu od dwudziestu złotych do dwustu pięćdziesięciu złotych. Zamiast lub oprócz osobnych kijów możemy zamontować też zwykły ruszt, co sprawdza się świetnie w przypadku większych kawałków mięsa i ryb. Osoby samodzielnie nawlekające flak na kiełbasy docenią nadziewarkę w cenie od stu do dwustu złotych.
Posiadanie domowej lub ogrodowej wędzarni nie tylko wpłynie pozytywnie na nasz jadłospis, a co za tym idzie nasze zdrowie, ale też na walory smakowe. Unikniemy wystawania w długich kolejkach przed świętami Bożego Narodzenia czy Wielkiej Nocy do sklepu mięsnego. Dzięki wędzarni będziemy mieć własne wyroby garmażeryjne i pyszne ryby. Niewykluczone, że nasi bliżsi i dalsi znajomi będą nas prosili o przysługę powędzenia.